Projekt Instytutu Finansów Publicznych

#prosto_o_budżecie

Finanse publiczne stały się wiedzą tajemną, trudną do zrozumienia nawet dla niektórych ekspertów czy dziennikarzy, a co dopiero dla obywateli, którzy na co dzień nie zajmują się tematami gospodarki krajowej.

Edukacja społeczeństwa gra tu kluczową rolę – obywatele muszą wiedzieć, że rząd nie ma swoich pieniędzy, a my musimy pomóc im zrozumieć, jak to działa.

Dlatego chcemy mówić prosto o budżecie. Cel ten realizowany jest poprzez regularne publikacje, eksperckie komentarze dla mediów, felietony oraz serię miniwykładów wideo:

 

Instytut Finansów Publicznych: patrzymy władzy na ręce

Pieniądze podatników czy Ministerstwa Finansów? Czasem odpowiedź na to pytanie może sprawiać trudność. Ministerstwo Finansów dysponuje wiedzą o procesach i przepływach funduszy, do jakiej nie ma dostępu nikt – nie tylko obywatele, ale też media czy inne instytucje państwa np. Sejm i Senat. Tylko poprzez niezależne organizacje, które patrzą na ręce rządzącym, możemy do pewnego stopnia zmniejszyć przewagę informacyjną Ministerstwa Finansów. Do tego potrzebne są specjalistyczne organizacje określane angielskim terminem „watchdog” (ang. pies stróżujący). Instytut Finansów Publicznych zgromadził ekspertów z doświadczeniem w pracy w resorcie finansów, którzy wiedzą jak analizować dokumenty i skomplikowane dane. Umieją weryfikować informacje publikowane przez rząd i odnajdować te, które władza stara się ukryć.

 

Przejrzystość finansów utrąciła Pegasusa

Pegasus – to szpiegowskie oprogramowanie owiane jest złą sławą. Okoliczności ewentualnych nadużyć w inwigilacji Pegasusem są przedmiotem badania organizacji obywatelskich, prokuratury i instytucji międzynarodowych. Również polskie służby dysponowały tym narzędziem. A dowiedzieliśmy się tego dzięki… przejrzystości finansów publicznych. Możliwości analizy wydatków państwa daje społeczeństwu możliwość obrony przed patologiami. Misją Instytutu Finansów Publicznych jest wydobywanie na światło dziennie tego, co rządzący woleliby przemilczeć.

 

Skąd się biorą sumy na czekach od rządu?

Straż pożarna, samorząd, sanepid, uczelnia… Premier i ministrowie odwiedzają i obdarowują szczodrymi kwotami rozmaite instytucje w całym kraju. Zwłaszcza w kampanii wyborczej każdy polityk chce mieć zdjęcie z wręczania komuś wielkiego kartonowego czeku. Problem w tym, że rozdaje nie swoje pieniądze. Taki polityk agituje wyborców i promuje samego siebie wykorzystując w sposób nieuprawniony nasze podatki, pieniądze, które zarobiliśmy i przekazaliśmy w dobrej wierze jako praworządni obywatele. To nie jest uczciwe, nawet jeśli formalnie jest legalne. Rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy – o czym wie nawet Jarosław Kaczyński – a objeżdżanie kraju z czekami to kupowanie głosów za pieniądze podatników.

 

Nie ma uczciwości bez przejrzystości

Rządzący komplikują obraz finansów publicznych, zaciemniają sytuację, maskują fakty, eksponując wycinek rzeczywistości. O czym to może świadczyć? Zwykle, kiedy ktoś stosuje taką taktykę, to ma coś do ukrycia. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć jak przebiega zarządzanie finansami publicznymi. Misją Instytutu Finansów Publicznych jest wydobywanie na światło dziennie tego, co rządzący woleliby przemilczeć.

 

Opłata od czynności i inne dziwne podatki – 100 sposobów w jakie rząd zbiera od nas pieniądze

Ponad 100 różnych danin pobiera państwo polskie od obywateli. Mimo różnych nazw: „składka”, „opłata”, „akcyza”, wszystkie są tak naprawdę podatkami. Łącznie w ten sposób oddajemy rocznie 1 bilion 77 miliardów złotych.

 

Rządzący zaciemniają budżet zaklęciami alchemicznymi

Operacje związane z finansami publicznymi powinny być jasne i zrozumiałe. Mamy prawo do kontroli nad tym, co rząd robi z naszymi pieniędzmi. Ale jak społeczeństwo ma to robić, kiedy rządzący z roku na rok tworzą coraz bardziej skomplikowane opisy, wzory i sposoby przedstawiania operacji budżetowych? Sformułowania te brzmią jak zaklęcia alchemiczne. Tymczasem pod wieloma z nich kryją się proste mechanizmy i zjawiska, które może zrozumieć prawie każdy. Na przykład określenie „Działania Dyskrecjonalne w Regule Wydatkowej” brzmi jak coś bardzo skomplikowanego. A w rzeczywistości to prosta zasada, która daje rządowi możliwość podniesienia limitu wydatkowego o konkretną kwotę – np. o złotówkę – w kilku sytuacjach:
– kiedy na trwałe zwiększy się jakiś podatek o tę właśnie kwotę, czyli w tym przypadku o 1 zł
– gdy zredukuje lukę podatkową i zwiększy ściąganie podatków o 1 zł
– jeśli wprowadzi nowy podatek, co przyniesie wpływy wysokości 1 zł

Czyli:
Trwałe zwiększenie przychodu budżetu państwa pozwala na podniesienie limitu wydatkowego o tę samą kwotę.
Proste, prawda?

 

Czy budżet to jenga?

Budżet jest jak wieża z klocków. Zawali się, jeśli świadczenia socjalne nie opierają się na solidnych podstawach. Niezależnie od tego jak bardzo są słuszne i potrzebne, programy wsparcia muszą mieć swoje źródło finansowania. Rolą polityków jest obiecywać, ale rolą wyborców jest patrzeć im na ręce i rozliczać z odpowiedzialności za nasz wspólny majątek. Hojne wypłaty mogą okazać się kosztowną grą, gdy klocki u podstawy wieży nie będą w stanie unieść dłużej ich ciężaru.

 

Budżet państwa jest jak 2+2=4

Obliczanie deficytu budżetowego wydaje Ci się wyższą matematyką? Nie jest nią bynajmniej. Jeśli wielkie miliardowe kwoty przedstawimy jako procent PKB, to rachunek staje się dziecinnie prosty. Od razu też staje się jasne, że na każdy wydatek trzeba znaleźć fundusze po stronie dochodów lub konieczne będzie ograniczenie innych wydatków. Zwiększenie wydatków na emerytury może oznaczać brak inwestycji w połączenia kolejowe. Rząd może też podwyższyć podatki lub poszukać możliwości zaciągnięcia długu. Od tego długu jednak trzeba będzie płacić co roku odsetki, więc przyszłe wydatki wzrosną. Decyzje nie są łatwe. Ale sam rachunek budżetowy – banalny.